Moje wspomnienia z warsztatów

Do Ciechanowca pojechała grupa 8 osób, przedstawicieli Stowarzyszenia „Suwalsko-Sejneńskiej” LGD. Przed południem zostaliśmy zakwaterowani w © Sala Bankietowa & Pokoje Gościnne Szczęsny. Tam też odbywały się warsztaty, które prowadził Pan Marcin Budynek w raz z dwoma swoimi szefami kuchni.       Po oficjalnym powitaniu i prezentacji, zjedliśmy przygotowany przez nich obiad składający się z dwóch zup i dwóch drugich dań oraz deseru.             Niestety,  zgodnie z programem zajęć na sjestę nie było czasu, gdyż podzieleni na trzy grupy udaliśmy się do kuchni przygotowywać na 18-tą przyjęcie ogrodowe tzw. grill. W menu były ryby, warzywa, kiełbaski i inne smakołyki.

Tak więc uzbrojeni w nowiutkie fartuchy, deski do krojenia, obieraczki i noże stanęliśmy wokół swoich szefów, z zapałem obserwując i notując jak należy sprawiać ryby, filetować, siekać, kroić, tarkować i przy okazji nie zrobić sobie krzywdy ostrymi nożami, gorącymi patelniami i buchającymi gorącymi kroplami tłuszczu z patelni.  Wszystko to odbywało się w radosnym nastroju podniecenia i oczekiwania na pierwsze samodzielne próby pracy w kuchni. Chociaż każdy z nas uważał, że ma własne doświadczenie a czynności wykonywane przez szefa są łatwe już wkrótce okazało się, że jesteśmy nieporadni. Siekane warzywa są nierówne i duże, cebula wyślizguje się z palców a w ogóle jak można precyzyjnie pracować dużym ostrym nożem przy małej sielawie i to jeszcze filetować   wszystkie ości bez uszkodzenia mięsa. Ponieważ przygotowywana przez nas kolacja była tylko dla nas, Pan Marcin Budynek pocieszał nas, że to tylko wstępny trening przed jutrzejszym dniem w kuchni i każdy musi poćwiczyć a najważniejsze to podchodzić do sprawy z humorem. Tak też było. O dziwo po wydaniu posiłków wszystko prezentowało się bardzo dobrze i smakowało wybornie.

Dzień drugi to przygotowanie bankietu dla kursantów i zaproszonych znamienitych gości. Dodatkowo miała się zjawić ekipa do sfilmowania naszych poczynań w kuchni. Temat kulinarny warsztatów to: kuchnia regionalna charakterystyczna dla terenów obszarów LGD. Zatem w menu musiały się znaleźć potrawy z ryb, mięs wszelakich czyli wieprzowina, wołowina i dziczyzna, oraz przystawki żeby wymienić tatara, pierekaczewnik z mięsem, pasztety  i szereg sałatek.

   Sześć godzin w kuchni upłynęło bardzo szybko. Pierwotne obawy, że nie zdążymy z planowanymi potrawami okazały się bezpodstawne do tego stopnia, że był czas na zaplanowaną wycieczkę do Muzeum Rolnictwa im. ks. Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu – to jedna z dwóch placówek muzealnictwa rolniczego w Polsce – druga znajduje się w Szreniawie. Bardzo interesujące zbiory prezentowane są w kilkudziesięciu ekspozycjach stałych. Muzeum jest położone jest na terenie zespołu pałacowo-parkowego.

Po powrocie z muzeum zameldowaliśmy się ponownie aby nadać – przy wydatnej pomocy naszych szefów – ostatni szlif potrawom i złożyć je do chłodni, gdzie będą oczekiwać serwisu na salę.  Potrawy na ciepło przed wydaniem powędrują do pieca. Odświętnie ubrani zajęliśmy miejsca pośród gości i chętnie odpowiadaliśmy na pytania o szczegółach przygotowanych potraw. Trzeba przyznać że do pięknego podania kolacji nic się nie przyczyniliśmy, gdyż pod okiem Kierowniczki Sali zrobił to zespół kelnerski a nad całością czuwali szefowie w czasie gdy my odświeżaliśmy się w pokojach przed kolacją. Mimo to byliśmy z siebie  dumni.

Dzień trzeci to dzień deserów i ciast. Mimo iż dostaliśmy godzinną „dyspensę” po bankiecie w kuchni zameldowaliśmy się zgodnie z programem. Po prostu było bardzo przyjemnie, pożytecznie i ciekawie. W planie dnia były słodkości takie jak ciasto tradycyjne tatarskie na bazie kaszy manny, sernik, ciasto deserowe z musem śliwkowym i przepyszne naleśniki na słodko w polewie karmelkowej i malinowej.

Krążyliśmy pomiędzy grupami i wszystko degustowaliśmy uzupełniając notatki. Praca posuwała się sprawnie i w porze obiadu przysmaki zostały wydane.

Ceremonia wręczania certyfikatów uczestnikom warsztatów przez Pana Marcina Budynka odbywała się  wraz ze wspólnym zdjęciem a wszystko przy kawie i obżarstwie bo przecież trzeba było spróbować wszystkiego! 

Na drogę powrotną podzieliliśmy pozostałe łakocie a oprócz tego wracaliśmy bogatsi o nowe przyjaźnie i doświadczenia. Ja  myślę, że każdy z nas wracał z mocnym postanowieniem wypróbowania przy najbliższej okazji kilku przepisów w domu.  

 Karol Arkadiusz Jachimowicz

Galeria zdjęć